dzie, żeby wyrwać kilka funtów, a życie jest drogie, bardzo drogie, a z kauczukiem kompletny zastój...
Lody były przełamane. Isaakson rozwodził się obszernie na temat ciężkiej sytuacji, wyciągał gazety i z oburzeniem stukał grubym palcem w szpalty drobniutkiego druczku, który zawierał w sobie losy wielu firm, ba, wielu fortun.
Po godzinie Paweł rozstał się z agentem. Narazie wiedział już dość, by móc rozmówić się z Williamem Willisem. Sytuacja wyglądała bardzo dobrze, a wszystko szło tak gładko, że Paweł był przekonany, że z równą łatwością dotrze dziś jeszcze do Williama Willisa.
Miał dlań przygotowany dokument, który musi nawet na tak wielkim producencie opon samochodowych wywrzeć należyte wrażenie. Był to list polskiego Ministerstwa Spraw Wojskowych, upoważniający Pawła do zawarcia umowy na dostawę opon i dętek samochodowych dla armji na przeciąg lat trzech. Dokument sporządzony był w języku francuskim i opatrzony wielkiemi pieczęciami i zamaszystemi podpisami. Jedyną jego słabszą stroną było to, że nie był on prawdziwy, ale o tem William Willis wcale nie potrzebował wiedzieć.
W hotelu Savoy, gdzie Willis zajmował wielki apartament, przyjął Pawła jeden z sekretarzy i z miejsca oświadczył, że o zobaczeniu się z samym mister Willisem nie może być mowy. Nie pomogły żadne perswazje i żadne argumenty. Mister Willis ma każdą minutę wyliczoną, a i tak jego pobyt w Londynie przeciągnie się o całych sześć godzin, wskutek czego będzie musiał jechać do Hamburga starym i niewygodnym okrętem.
— A wyjeżdża jutro wieczorem? — zapytał Paweł.
— Tak, ale niech pan nawet nie próbuje spotkać się i rozmówić się z nim w porcie, gdyż przyjedzie przed samem odejściem statku z pewnego oficjalnego przyjęcia. Wszystkie interesy może pan załatwić u na-
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/065
Ta strona została uwierzytelniona.