Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/069

Ta strona została uwierzytelniona.

nicznych. Używana jest tylko raz do roku, kiedy król jedzie na otwarcie wyścigów.
Droga do Eton przebiegała tuż koło potężnych murów Windsoru, spadała w kilka głębokich siodeł pagórków i wciskała się w wąskie uliczki między gmachy starego kolegjum. Tuż za Eton skręcała w prawo.
— Oto i Maring Hill — powiedział szofer, wskazując ruchem głowy szeroki płaski budynek, niemal zupełnie zakryty drzewami na pobliskiem wzgórzu.
Był to stary dom z końca osiemnastego wieku, odziedziczony lub prawdopodobnie nabyty przez prezesa Brightona. Niżej stały czworobokiem zabudowania gospodarskie, stajnie i garaże, z lewej rozciągało się pole golfowe. Za domem oczywiście musiał być kort tenisowy.
Wbrew zapowiedziom gospodarza o skromnem przyjęciu, Paweł zastał już w hallu kilkanaście osób. Panowie prawie wszyscy już po pięćdziesiątce i również przeważnie starsze panie w jasnych wieczorowych sukniach rozmawiali grupkami w hallu i w przyległych pokojach.
Pan Brighton przedstawił Pawła żonie, bardzo wysokiej siwej damie o manjerach królowej, z resztą towarzystwa nowoprzybyły wymienił sakramentalne sztywne skinięcie głowy.
Zapalono już światło, gdy przybył William Willis.
Był to jeszcze młody człowiek o różowej szeroko uśmiechniętej twarzy, z kopą źle uczesanych blond włosów na stożkowatej głowie. Wyglądał na pomocnika aptekarskiego z małego miasteczka, przyczem frak, sztywny gors i wysoki kołnierzyk najwidoczniej bardzo mu przeszkadzały, gdyż ustawicznie wykonywał łopatkami niecierpliwe ruchy i zanurzał dwa lub trzy palce w czeluść między kołnierzykiem a szyją, przyczem wykrzywiał twarz i śmiał się krótkim, głośnym śmiechem.
Na tle arcypoprawnych panów i wytwornych pań postać ta musiała wzbudzić zdumienie. Na niczyjej