się do Pawła i zaproponował mu przechadzkę. Po kilku ogólnikowych zdaniach zapytał wręcz:
— Czy zamierza pan pertraktować z Willisem o sprzedaż swego wynalazku?
— Czy robię na panu wrażenie człowieka grającego na dwa fronty? — odpowiedział pytaniem Paweł.
Brighton zmieszał się i bąknął niewyraźnie:
— Daruje pan, ale ten... zbieg okoliczności, że jedzie pan właśnie do Hamburga...
— W Hamburgu odbywa się zjazd kartelu stalowego i niespodziewanie zostałem tam wezwany w związku z mojem stanowiskiem w przemyśle metalurgicznym.
— Ale zechce pan wybaczyć, nie ośmieliłbym się prosić o wyjaśnienie. Zresztą to nie dotyczy interesującej nas sprawy. Otóż w zasadzie przyjmuję pańską propozycję. Przykro mi, że obecna sytuacja wyklucza możność natychmiastowej realizacji wynalazku. Sam pan to przyzna. Lecz różnica kilku miesięcy wyjdzie sprawie na lepsze. Jestem przeciwnikiem amerykańskiej gorączkowości w tych rzeczach. Jakie pańskiem zdaniem kapitały potrzebne są na to przedsięwzięcie?
— Ze względu na wyjątkową taniość produkcji i surowca sądzę, że z dziesięcioma miljonami dolarów możnaby rzecz rozpocząć od razu na większą skalę. Biorę pod uwagę uruchomienie trzech fabryk w Polsce i po jednej w Szwecji i Norwegji. W przyszłości główny ośrodek musiałby być w Kanadzie. Kanadyjska terpentyna kalkuluje się bowiem prawie o trzy procent taniej od polskiej, a o cztery i pół od skandynawskiej.
Przystąpili do omówienia szczegółów kalkulacji. Paweł jednak, pomimo znacznego wyrobienia i opanowania kontrahenta, nie dał się zwieść. Widział jasno, że Brightonowi zależy wyłącznie na przeciągnięciu sprawy. Było faktem, że człowiek ten myśli tylko o ratowaniu swoich interesów, w które jest uwikłany po uszy, nie zaś o robieniu nowych
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/072
Ta strona została uwierzytelniona.