dotrze do świadomości innego człowieka i swoją siłą zmusi jego wolę do ugięcia się, do spełnienia zaklęcia. Gdyby to było prawdą, nie miałby Paweł w ciągu tych dwudziestu trzech dni ani jednej chwili spokoju i musiałby już dawno wrócić, bo nie mogło być na świecie potężniejszych zaklęć i rozpaczliwszych wezwań, niż te, któremi go wzywano.
A jednak nie wracał, jednak nie pamiętał.
Nie odezwał się ani jednem słowem. Niczego przecie od niego nie żądano. Byle był tutaj, byle można było nań patrzeć i od czasu do czasu usłyszeć jego głos.
Krzysztof nie wątpił, że zatrzymują Pawła zagranicą sprawy wielkiej wagi, że jest w trakcie urzeczywistnienia swoich pomysłów zakrojonych na szeroką skalę i wiedział, że nie ma prawa żądać odeń zrzeczenia się ich dla siebie, jak nie ma wogóle żadnych praw do niego.
Jednak wzywały Pawła i obowiązki. Pomimo wysilonej pracy Krzysztof nie mógł sobie poradzić z kierownictwem fabryki. Paweł zostawił wiele spraw w zawieszeniu i konfiguracjach znanych tylko sobie. Krzysztof raz po raz spotykał się z trudnościami, których pokonać nie mógł, z zobowiązaniami, których celu nie pojmował, gdyż zdawały się grozić fabryce dużemi stratami, jeżeli zaś je pomimo wszystko wykonywał, to tylko dlatego, że niezachwianie wierzył w niezawodne koncepcje Pawła.
Ciężka praca w fabryce i ponure godziny w domu doprowadziły nerwy Krzysztofa do szczytowego rozdrażnienia.
Wyrazem tego było, że nie mógł już znieść nawet towarzystwa Marychny.
Początkowo próbował znaleźć namiastkę przyjemności w rozmowach z nią o Pawle. Ta gęś jednak widocznie przez jakiś głupi snobizm, czy też poprostu przez naiwność uwzięła się, by o Pawle mówić lekceważąco. Było w tem coś potwornie karykaturalnego.
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/078
Ta strona została uwierzytelniona.