Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/092

Ta strona została uwierzytelniona.

impulsywny, ale należy do natur słabych. Zresztą jaki miałby w tem interes. Moment zemsty nie wchodzi tu w grę. Poco dobrowolnie miałby się pakować do więzienia? Bardzoś dobrze zrobiła, żeś mu nie dała ani grosza. Napewno za kilka dni zgłosi się znowu, tym razem z propozycją na mniejszą sumę. Tego typu mydłków znam dobrze. Trzeba tylko dbać o to, by nie popadł w nędzę, a wszystko będzie w porządku.
Podszedł do Krzysztofa, po przyjacielsku objął go za ramię i dodał:
— Nie zajmuj się tem. I bądź spokojna. Już ja sam to załatwię. Będzie to miłe urozmaicenie w nawale różnych suchych spraw, jakich przywiozłem ze sobą całą furę. Zdaje się, że przywiązywałaś do tego szantażu zbyt wielką wagę.
— Nie — odpowiedział Krzysztof — tylko to jest takie ohydne. Wolałbym, by się to raz skończyło. Dlatego nie chcę, byś ty się tem zajmował. To takie brudy.
Paweł, który właśnie zapalał papierosa, szeroko otworzył oczy, a po sekundzie wybuchnął śmiechem:
— Ależ, moja kochana, nie obawiasz się chyba, że to przyprawi mnie o mdłości!
— Ale obawiam się — Krzysztof odwrócił głowę, — że ja będę brudno wyglądał w twych oczach...
— Jesteś przeczulona. Przecie doskonale wiem, że w tem niema żadnej twojej winy. Dajmy temu spokój. Będę musiał złożyć wizytę stryjence i będę ci wdzięczny, gdybyś mnie usprawiedliwiła, że nie zrobię tego dzisiaj.
— Ach, to jest wogóle niepotrzebne — machnął ręką Krzysztof — stan mamy jest tego rodzaju...
Zapukano do drzwi. Przyszedł jeden z konstruktorów. W chwilę po nim drugi interesant. Kołowrót codziennych spraw fabrycznych zaczął się obracać.
Krzysztofa wezwano do drugiej hali, gdzie pękła piasta w tokarni. Po obejrzeniu rzeczy na miejscu