Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.

okazało się, że uszkodzenie da się w ciągu jednego dnia naprawić. Krzysztof był w tak dobrem usposobieniu, że zażartował z zafrasowanych min inżyniera i majstra. Dostrzegł zdziwienie, wywołane tak rzadkim u niego humorem, lecz wprost nie umiał opanować wesołości, niezbyt coprawda odpowiedniej nazajutrz po pogrzebie ojca i w dodatku z okazji dość poważnej straty z powodu pęknięcia owej piasty.
Praca szła mu tego dnia świetnie. Nawet dla Marychny był bardziej uprzejmy niż zwykle i prawie serdeczny. Kilka razy chciał pod jakimkolwiek pretekstem wejść do gabinetu Pawła, lecz nie zrobił tego, widząc, jak bardzo jest zajęty. Zresztą wieczorem miał zdać mu dokładnie sprawę z okresu, w którym go zastępował. Spędzą razem przynajmniej godzinę.
Stało się jednak inaczej.
Jeszcze przed siódmą Paweł miał jakiś ważny telefon z Berlina, w związku z czem musiał natychmiast zabrać się do przygotowania jakiegoś memorjału. Wstąpił do Krzysztofa i przeprosił go, że musi odłożyć rozmowę na jutro, gdyż i tak będzie pracował do północy, by zdążyć przedyktować różne rzeczy przed odejściem pociągu do Berlina.
Kilkakrotnie przechodząc korytarzem Krzysztof słyszał jego równy, stanowczy głos, dyktujący coś poniemiecku i szybki nieustający terkot maszyny.
Nieprzespana noc zrobiła swoje. Krzysztof wprawdzie zamierzał przed uśnięciem skończyć czytanie dzieła o organizacji pracy, lecz myśl ani rusz nie dała się przytrzymać w obrębie tematu i zasnął nie pokonawszy ani jednej kartki.
Nazajutrz obudził się wypoczęty i świeży. Czesząc się przed lustrem zatrzymał się nagle i przyjrzał się sobie. Wprawdzie nieraz myślał o swojej urodzie, teraz jednak dopiero ogarnęła go obawa: czy wogóle może podobać się Pawłowi? Zdawał sobie i dawniej sprawę z sympatji, jaką u Pawła się cieszy, lecz nie