Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ IV


Była to niedziela. Wzdłuż ulicy Chłodnej i Wolskiej stały tłumy ludzi. Oto każdy z nich miał rzadką okazję nie na filmie, lecz na żywe oczy zobaczyć prawdziwego amerykańskiego miljardera i wielu innych kapitalistów zagranicznych.
Gęsto rozstawiona policja pilnowała porządku. Wszystkie poranne pisma podały tę wiadomość: dzisiaj ma być uroczyste otwarcie nowej fabryki „Optima“. Na otwarciu będzie obecny sam Prezydent Rzeczypospolitej, kilku ministrów i grube ryby zagraniczne, między niemi zaś legendarny William Willis, król kauczuku, wszechświatowy potentat.
W pobliżu cmentarza Wolskiego, skąd prowadziła boczna ulica wprost do „Optimy“, ustawiona była triumfalna brama wjazdowa, na której szczycie powiewały wielobarwne chorągwie. Dokoła wielką masą stali ludzie.
Zaczęły się ukazywać pierwsze auta. Wspaniałe, lśniące pędziły jedno za drugiem.
Z tłumu poznawano ich pasażerów. Oto szczupła nerwowa sylwetka dyrektora od Lilpopa, oto gruby prezes „Nitratu“, oto minister Przemysłu i Handlu i znowu auta z obcemi numerami, z zagranicznemi chorągiewkami.
Ci, którzy mieli w ręku gazety, musieli je pokazywać sąsiadom, gdyż każdy chciał zobaczyć podobiznę Williama Willisa, by nie przegapić chwili jego przejazdu. A trzeba było bardzo uważać, gdyż wszyscy ci panowie byli bardzo do siebie podobni w jednakowych czarnych cylindrach i w czarnych paltach. Jednakże samochód Pawła Dalcza poznano już zdaleka.
— Dalcz jedzie, o, Dalcz jedzie! — rozległy się głosy.
Tłum poruszył się. Wszyscy wiedzieli, że jest to kapitalista, wyzyskiwacz, wróg ludu pracującego taki sam, jak inni. A jednak innemi oczyma nań patrza-