Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie zrobię. Popełniłbym świadome kłamstwo. Ja nie jestem oszustem... To byłaby nieuczciwość. Niech pan znajdzie sobie kogo innego. Ja tego nie zrobię...
Paweł zaśmiał się:
— Nie bądź pan głupcem, panie Ottman.
— Wolę być głupcem, wolę być głupcem, stokroć bardziej głupcem niż oszustem — ręce Ottmana drżały, gdy wydobywał z kieszeni plik kartek, pokrytych maszynowem pismem — proszę, oddaję panu to, nie chcę tego dotykać. Zapewne znajdzie pan niejednego, który zgodzi się zastąpić mnie...
— Dosyć — przerwał Paweł — wynalazek jest pański i nikt zastąpić pana nie może.
— To nie jest wynalazek! To szalbierstwo!
— Mniejsza o to — wzruszył ramionami Paweł — nie będziemy się sprzeczali o terminologję. A teraz słuchaj pan. Nie należę do ludzi uprawiających żarty i kpić z siebie nie pozwolę...
— A ja nie pozwolę zrobić z siebie kryminalisty!...
— Milczeć! — uderzył Paweł pięścią w stół — nie lubię grozić, lecz wiedz pan, że jeżeli teraz sprawi mi pan zawód, na całej kuli ziemskiej nie znajdzie pan grosza zarobku, a ja umiem dotrzymywać swoich obietnic. Jeżeli to panu nie wystarcza, to weź pan pod uwagę skutki pańskiej odmowy. Przez szereg miesięcy przygotowywałem dzisiejszy dzień. Prestiż przemysłu polskiego, ba, państwa polskiego, zostanie przez pańskie głupie skrupuły wystawiony na pośmiewisko. Jest pan małym człowiekiem i pańska uczciwość z punktu widzenia każdego człowieka o szerszym umyśle będzie przestępstwem nie do darowania. Kto powiedział A musi powiedzieć i B. Wycofanie się obecnie jest niepodobieństwem. Spójrz pan przez okno. Nadjeżdża Prezydent. Ci ludzie to potentaci finansowi z całego świata. Wszystko to przygotowałem ciężką mozolną pracą. Oczywiście możesz pan mnie i ich wszystkich wystrychnąć na dudków. Mo-