Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

dział Paweł — to trudno. Nie powiedz mu tego broń Boże, ale to dla mnie kwestja życia lub śmierci.
— Jezus, Marja!...
— Zrób wszystko, co potrafisz, Marychno. Jestem pewien, że usłucha cię. Z niczego się też przed nim nie tłumacz. Na to niema czasu. Wysyłam samochód na Leszno. Nim zejdziesz nadół, będzie już przed bramą. I śpiesz!
— Dobrze.
Paweł odetchnął. Wprawdzie nie był pewien, czy Marychna zastanie Ottmana w domu, wierzył jednak w skutki jej interwencji. Z tem większą swobodą rozmawiał po drodze z Willisem, a gdy już wszyscy zaproszeni przybyli do hotelu, kazał prosić do stołu. Ożywione rozmowy, w których dyskutowano perspektywy syntetycznego kauczuku i dzielono się spostrzeżeniami z przed chwilą zwiedzonej fabryki, pozwalały odwlec referat. Gdy jednak podano już lody, a Ottman się nie jawił, Paweł zaczął się niepokoić tembardziej, że kilka osób zapytywało o wynalazcę. Wreszcie przyszedł. Zgarbiony i z opuszczoną głową wsunął się do sali. Paweł zawołał wesoło:
— Otóż, panowie, bohater naszego dnia. Pozwólcie sobie przedstawić inżyniera Ottmana, jednego z najgenjalniejszych wynalazców dwudziestego wieku, świetnego chemika, dzięki któremu cywilizacja zrobiła znów naprzód krok wielki i ważny.
Paweł wstał, podszedł do Ottmana i kordjalnie potrząsnął jego rękę. Obecni bili oklaski. Paweł podprowadził Ottmana do zarezerwowanego dlań miejsca i powiedział:
— Panowie! Inżynier Ottman, który właśnie za jego zasługi położone na polu nauki ma być w tych dniach mianowany profesorem chemji organicznej stołecznej Politechniki prosił mnie, bym uprzedził panów, że nie włada on zbyt swobodnie językiem angielskim, wobec czego zechcą mu państwo wybaczyć niejakie usterki w jego referacie. Sądzę jednak, że