Zaczęło się od tego, iż zjechała z walizami, kuframi i pakami wprost na Ujazdowską wczesnym rankiem. Wiadomość, że połowa mieszkania zajęta jest przez Krzysztofa przyjęta została przez nią z oburzeniem. Uważała, że mieszkanie stanowi jej własność i że sprowadzenie się doń syna pani Teresy było grubą samowolą. Pawłowi o tem wszystkiem doniósł telefonicznie lokaj, dodając, iż jaśnie pani kazała przestawić meble i t. d.
Przewidując wypadki Paweł musiał przerwać konferencję i wrócić do domu, by poskromić reformatorskie zapędy pani Józefiny. W rezultacie zdołał ją przekonać, że powinna zamieszkać u Jachimowskich. Ci jednak nie chcieli się na to zgodzić, wymawiając się ciasnotą swojej willi. Wreszcie pertraktacje prowadzone przy poparciu Nity odniosły ten skutek, że pani Józefina miała zięciowi i córce płacić miesięcznie pięćset złotych, które szły oczywiście z kieszeni Pawła. Nadto Paweł zobowiązał się urządzić gdzieś Jachimowskiego, pozostającego bez bliżej określonego zajęcia od czasu rozstania się z fabryką Dalczów.
Obecność pani Józefiny w Warszawie, a zwłaszcza w kontakcie z Jachimowskimi groziła wprawdzie Pawłowi jej gadatliwością, dzięki której mogły wyjść na jaw okoliczności, w jakich powrócił on do Warszawy. Nie byłoby to na rękę Pawłowi, lecz tem niemniej nie wydawało się o tyle groźne, by się miał z tem poważnie liczyć. Na wszelki wypadek zalecił matce powściągnięcie wielomówności do możliwych granic, nie łudził się jednak, że granice te przy temperamencie pani Józefiny i tak będą bardzo szerokie.
Bądź co bądź stanowił obecnie temat licznych i częstych rozmów nietylko w bankach, na giełdzie, wśród ludzi interesu i w biurach rządowych, lecz także na „fajfach“ i rautach, na dancingach i balach. Informacje o jego działalności były tam towarem
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.