cy i miała rozcięte rękawy, sięgała zaś prawie do ziemi. Wziął ręczne lustro i obejrzał się ztyłu. Nigdy w życiu nie był na żadnym balu i był zachwycony nagością tego dekoltu. Od wysoko podstrzyżonego karku linja wyginała się subtelnem zagięciem, łopatki uwypuklały się lekką płaskorzeźbą.
— To jest jednak bardzo ładne — pomyślał.
Zmieniał teraz suknie jedną po drugiej, spacerowe, balowe, sportowe, wieczorowe. Wśród nich były i bardzo krótkie. Wówczas przyglądał się swoim nogom w pantofelkach na wysokich obcasach, w których tak trudno było chodzić. Jeszcze raz wrócił do pokoju szafowego i przyniósł resztę. Na wierzchu w pudłach znalazł kilkadziesiąt kapeluszy. Właśnie przymierzał jeden z nich do głęboko wyciętej wieczorowej sukni, gdy zapukano do drzwi.
— Nie wolno teraz — zawołał pośpiesznie — kto tam?
— To ja, paniczu — odpowiedział uspokajający głos Karoliny.
Krzysztof zawahał się, lecz nie mógł się powstrzymać od pokazania się jej w tym stroju. Przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi. Staruszka omal nie upuściła tacy na ziemię:
— Jezu Nazareński! — krzyknęła.
— Cicho, Karolciu!... No, jak ci się podobam?
Przeszedł przez pokój i zatrzymał się przed nią. Zwiędła twarz Karoliny wyrażała zachwyt. Niezliczone zmarszczki dokoła ust i oczu ułożyły się promienistym uśmiechem:
— A mojaż ty panieneczko najukochańsza, a mojeż ty serce najsłodsze, niechże ci się napatrzę, niech stare oczy choć raz tobą naraduję, takie moje śliczności, królewno ty moja najpiękniejsza...
— Powiedz, Karolciu, czy jestem ładna... czy jestem ładna?...
Staruszka nie odpowiedziała, tylko powieki jej drgać zaczęły, zaczerwieniły się zmarszczki i na tacę
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.