Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

mogła trafić kluczem do zamka. Wreszcie otworzyła. Było tu jeszcze ciemniej.
Paweł niespodziewanie włączył kontakt i oboje zmrużyli oczy. Rzucił futro, kapelusz i teczkę na otomanę i rozejrzał się:
— No, tutaj wszystko w porządku. Jakże się miewasz, Krzysieńko? Chodź, pokaż mi się. Dziewczyno, tyś jeszcze zeszczuplała!
Pociągnął ją za rękę i posadził przy sobie. Miał twarz nieco zmęczoną, lecz jego szare głębokie oczy uśmiechały się serdecznie i ciepło.
— Pawle, jak to dobrze, żeś już wrócił. Jak to dobrze!... — obu rękami głaskała jego rękę.
— I ja się cieszę. Jestem djabelnie zmęczony.
— Pewno jesteś głodny? — zerwała się — każę ci przygotować...
— Stop, kochanie — przytrzymał ją za rękę i roześmiał się swobodnie tym swoim kochanym niskim głosem — widzę, że obudziły się w tobie instynkty gospodyni, panie inżynierze! Ależ nie wstydź się! To jest czarujące, zapewniam cię,, że sprawiło mi to wielką przyjemność, czuję się jakby w przystani po tej warjackiej włóczędze.
— Ale nie jesteś głodny?
— Nie. Jadłem w wagonie restauracyjnym. Natomiast wypiłbym szklankę czerwonego wina. Jeżeli nie zmieniłaś tu porządku, to w kredensie z lewej strony musi być butelka Charmes-Chambertin..
Nim skończył mówić wybiegła.
— Hallo! — krzyknął za nią — hallo, a nie mów nikomu, że jestem!...
Wróciła, stanęła w progu i skinęła głową. Siedział uśmiechnięty z łokciem opartym o poręcz, bezpieczny, silny, pewny siebie, taki, jak zawsze. Jakie to szczęście, że już się skończyły wszystkie obawy, że już jest tutaj...
Prędko wróciła z winem i z kieliszkiem. Paweł właśnie włożył teczkę do kasy pancernej i zamykał ją