Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

sługę niektórym ludziom, ale jestem już taki nieużyty, że wolałem zostać na tym padole płaczu.
Patrzyła nań i z wyrazu jego twarzy nie mogła wywnioskować czy ukrywał się, gdyż chciano go zabić, czy z jakichś innych powodów.
W każdym razie była przekonana, że jego potajemny powrót, pociemku, bez rzeczy, mógł teraz oznaczać tylko klęskę na całej linji. Zrobiło się jej bardzo nieprzyjemnie. Oczywiście szczęśliwa była, że wrócił, że jest zdrów i cały, że powitał ją tak serdecznie... Oczywiście... A jednak już to, że wrócił pokonany, że musi nadrabiać miną, by przed nią udawać dobry humor, że poprostu zawiódł jej nadzieje, jakoś go to wszystko pomniejszało, pospolitowało, odbierało ten czar, który tak na nią działał.
Zdawała sobie z tego sprawę i poczuła o to żal do siebie. To było takie nieszlachetne z jej strony. Przeciwnie, powinna zrobić wszystko, by mu okazać teraz właśnie najwięcej serdeczności, by mu pozwolić zapomnieć o przegranej. Należało przytulić się doń, lecz teraz było to zbyt trudne.
Tam, w przedpokoju, nie paliło się światło, no i nie zastanawiała się nad tem, co robi...
— Tak się cieszę — powiedziała, — że nareszcie wróciłeś...
— Powiedzże mi teraz, dlaczego Kolbuszewski jest w rozpaczy?
— To przykre — odpowiedziała tonem prośby — może odłożymy to na później...
— Nie, właśnie rzeczy przykre należy łykać, jak lekarstwo, jednym haustem. Więc?...
Starała się mówić jak najzwięźlej. Opowiedziała o swej bytności w Centrali Eksportowej i powtórzyła rozmowę z Kolbuszewskim. Paweł słuchał spokojnie, na jego twarzy nie drgnął ani jeden muskuł. Gdy skończyła, skrzywił się:
— Kolbuszewski to wyjątkowo zdolny człowiek, jeżeli chodzi o handel. Natomiast nie ma pojęcia