Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

magały komentarzy i uniemożliwiały sprzeciw, czy chociażby ociąganie się w ich wykonaniu. Co więcej, pamiętała z dziwną dokładnością każde słowo: ma dzwonić do Blumkiewicza i do Kolbuszewskiego, powiedzieć, że skomunikowała się z Pawłem, który zjawi się w Warszawie za dwa dni...
Blumkiewicz aż krzyknął z radości i przerywał jej ciągle rozradowanem „chwała Bogu“. W rezultacie musiała mu drugi raz wszystko powtórzyć.
Kolbuszewskiego po trzykrotnem łączeniu się znalazła w domu. On również bardzo się ucieszył, lecz wprawił ją w zakłopotanie, gwałtownie dopytując się, gdzie jest Paweł. Nie wiedząc co odpowiedzieć, poprostu położyła słuchawkę, namyśliła się chwilkę i wyłączyła telefon. Skoro Paweł chce odpocząć, niech nie alarmują go dzwonki.
Nie wróciła wprost do niego, lecz zamknąwszy drzwi od jadalni do dalszych pokojów, nacisnęła dzwonek. Służącemu, który się zjawił, kazała przygotować kolację na dwie osoby:
— Zimne przekąski i kawa. Ignacy przygotuje to tu na stole i ma iść spać.
— Słucham jaśnie pana.
W oczach służącego dostrzegła uśmiech. Oczywiście w swojej naiwności jest przekonany, że będzie tu kobieta. Tem lepiej.
Gdy powróciła do gabinetu, nie było tam już Pawła. Szum wody dochodzący z łazienki świadczył, że się kąpie. Stała chwilę niezdecydowana. Przyszło jej na myśl, że mogłaby teraz przebrać się w sukienkę. Serce zabiło mocniej. Wydało się to czemś nieskończenie bezsensownem, komicznem i niemal kompromitującem, a jednak nie mogła już pozbyć się tej myśli.
Wróciła do jadalni i przynaglała służącego. Gdy już stół był nakryty, starannie pozamykała na klucz wszystkie drzwi do gospodarskiej części mieszkania.