— Cicho, Krzysieńko, uspokój się — głaskał jej głowę i wilgotny od łez policzek — cicho, moja maleńka...
Nagle rozległy się kroki w sąsiednim pokoju.
— Ignacy idzie — powiedział Paweł i ostrożnie postawił ją na ziemi.
Szybko obtarła oczy i odwróciła się plecami do drzwi. W samą porę, gdyż właśnie lokaj stanął w progu:
— Obiad na stole, proszę jaśnie panów, — oznajmił uroczyście.
— Dobrze, idziemy — kiwnął głową Paweł.
Przed pójściem do jadalni musiała wstąpić do siebie, by umyć zapłakane oczy. Przyszło jej na myśl, że w niektórych wypadkach puder używany przez kobiety ma rację bytu.
Uprzytomniła też sobie, jak zabawnie i niedorzecznie musiała wyglądać w męskiem ubraniu, zapłakana i na kolanach u mężczyzny. Gdy siadali do stołu najniespodziewaniej przyszła pani Józefina. Ignacy był o tyle ostrożny, iż nie powiedział jej o przyjeździe Pawła. Na szczęście śpieszyła i uczęstowawszy służącego porcją obaw o zaginionego syna, zaraz wyszła.
— Wystarczyłoby, gdybym się pokazał mojej rodzicielce, a w ciągu dwóch godzin cała Warszawa wiedziałaby, że tu jestem. Oczywiście pod największym sekretem — śmiał się Paweł. — Nie znam istoty równie naiwnej jak moja matka i równie prostodusznej. Poprostu w głowę zachodzę, jak ona mogła zatruć życie ojcu? Że ten człowiek nie umiał sobie z nią poradzić! Szkoda, Krzysiu, że nie znałaś tych stosunków. Była to z jednej strony zawzięta wojna podjazdowa, z drugiej zaś bierna obrona. Zło zdaje się tkwiło w tem, że ojciec ożenił się z kobietą nie ze swej sfery.
— Sądzisz, że odgrywa to jakąś rolę?
— Odgrywało wówczas z całą pewnością, a i dziś miewa tego rodzaju aljasz złe skutki. Chociażby na potomstwie. Zwróć uwagę na mnie.
Śmieli się oboje. Od czasu jego powrotu przyglą-
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/189
Ta strona została uwierzytelniona.