dała się Pawłowi i odkrywała w nim nowe cechy charakteru tak dla niej miłe: pogoda z odcieniem niefrasobliwej ironji, pogoda, która świadczyła o wewnętrznym spokoju, harmonji, równowadze, a jednocześnie była dowodem głębokiej kultury uczuć. Tak się jej przynajmniej wydawało.
Wczesny zmrok zimowy sprawił, że gdy przeszli z oświetlonej jadalni na kawę do salonu, było już prawie ciemno. Paweł kazał zapalić w kominku. Czerwony blask ognia stwarzał nastrój domowy, zasiedziały, intymny. Przysunęli sobie fotele i Paweł powiedział:
— Kiedy ostatnio byłem w Anglji, pewna dama zwróciła mi uwagę na stratę, jaką poniosło nasze życie dzięki swemu pośpiechowi: dziś nie istnieje, lub prawie nie istnieje rozmowa w jej dawnem dobrem znaczeniu. Nie mamy czasu na rozmowę. Przedwojenne jej domeny, to jest salony, przestały istnieć. Dziś w salonie również załatwia się interesy. Sam flirt przybrał ton interesów: kupno i sprzedaż, sezonowa dzierżawa, lub poprostu targ o jednorazowy bilet wstępu. A tranzakcje zawierane są błyskawicznie. W tych warunkach rozmowa stała się rzeczą zbędną, a ludzi uprawiających ją, nazywamy lekceważąco gadułami.
— To jest smutne — powiedziała, gdyż odniosła wrażenie, że Paweł ubolewa nad tym objawem.
— Smutne? — zdziwił się — nie, ani smutne, ani wesołe. Poprostu naturalne. Ty mało z owych czasów możesz pamiętać, a zresztą dom stryjostwa zawsze był zamknięty w sobie, ale ja nieraz przysłuchiwałem się tym właśnie rozmowom par excellence. Była to wspaniała szkoła właśnie dla psychologów. Niezależnie od tematu rozmowy, każdy z biorących w niej udział zawsze mówił o sobie lub o tych stronach kwestji, które pośrednio lub bezpośrednio z nim, z jego osobistem życiem się wiązały. W gruncie rzeczy było mu absolutnie obojętne to, co słyszał od inych. Wystarczyło znać tych ludzi i wiedzieć o nich trochę intymnych rzeczy, by móc odnajdywać sprężyny ich twierdzeń,
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/190
Ta strona została uwierzytelniona.