spełnił swoją rolę dzięki temu samemu. Był niezłym falsyfikatem. A teraz pomyśl, moja droga, czy zwróciłabyś na mnie uwagę, gdybym zjawił się przed tobą w łachmanach, w nędzy, jako ostateczny bankrut życiowy? Co powiedziałabyś o mnie, gdybym przyjechał do Warszawy i usiłował wytłumaczyć twemu ojcu i memu rodzeństwu, że powinni mnie powierzyć kierownictwo fabryki? Wyśmiałabyś mnie razem z nimi! Prawda?... A przecie moja wartość była wciąż niezależna od mego wyglądu, ani od opinji, jaką mnie zaszczuwano przez długie lata, a przecie zawsze byłem tym samym genjalnym finansistą, za którego teraz uważają mnie wszyscy!
Podniosła nań oczy. Stał nad nią z twarzą złą, surową, niemal groźną:
— Jaką wartość ma prawda? Jaką do stu djabłów wartość? Tylko tę, że się w nią wierzy! Jeżeli wierzy się w kłamstwo, staje się ono takąż prawdą, a świat chce wierzyć za wszelką cenę. Mundus vult decipi. Musiałem popełnić cały łańcuch oszustw, by zdobyć opinję uczciwego człowieka. To wcale nie paradoks, to treść psychiki ludzkiej. Mówiłaś mi, że pociągnąłem cię ku sobie swoją siłą, potęgą... Czy gdybym ukazał ci się jako bezsilny i podeptany, mogłabyś mnie pokochać?... Powiedz!...
— Tak, to prawda — szlochała, — ale mogłeś dojść do tego samego drogą uczciwą!
— Możliwe. Temu nie przeczę, ale kwestja ta dla mnie wogóle nie istniała i nie istnieje. Jest to kwestja... nomenklatury, nazwa i tyle. Gdybym w tak zwany uczciwy sposób doszedł do majątku, musiałbym i tak komuś ten majątek odebrać. Różnica polegałaby wyłącznie na legalności środków działania. No i na rozległości czasu. A to nie jest przecie istotne. Mniejsza zresztą o to... Pozostaje faktem, że wygrałem, że udowodniłem temu bydłu swoją wielkość, że stać mnie było nawet na to, by teraz przed tobą zdjąć maskę!
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.