Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

wolnie manipulować figurkami bardzo ważnych, bardzo nadętych, bardzo szanownych bliźnich, ja, taki sam, jak oni, a przecież stokroć od nich potężniejszy. Czy nie rozumiesz rozkoszy, jaką to daje?
Jego oczy iskrzyły się, a wargi drgały.
— Czy nie pojmujesz — mówił pochylając się ku niej, — że największą żądzą, żądzą, która odróżnia człowieka od zwierzęcia, jest żądza potęgi? Czy wiesz, że zaspokojenie tej żądzy musi dać najwyższą rozkosz? Że niema ofiar, które nie byłyby godne tej żądzy?
Głos Pawła zdawał się rozżarzać, rozpłomieniać. Nigdy dotychczas nie widziała go takim, nigdy dotychczas nie biła z jego oczu tak silna, aż obezwładniająca namiętność. Nie zdawała sobie sprawy ze słuszności jego argumentów. Wiedziała jedno: porywał ją, ogarniał, roztapiał w swym ogniu.
Zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła ustami do ust. Półświadomie zapragnęła ześrodkować na sobie, wchłonąć, przepalić się tą wielką niepojętą żądzą, przywłaszczyć ją i stopić się w niej. Wziąć go takim potężnym, niepohamowanym, niezwyciężonym. Wtulić, wgarnąć w siebie, opleść chciwem ciałem, spętać omdlewającemi mięśniami, posiąść każdym nerwem, każdem ścięgnem, oddechem i pragnieniem krtani, drżeniem piersi i tęsknotą bioder, skowytem ofiary i spazmem zatraty siebie w nim i jego w sobie... Zlać się w jedno krwią huczącą w skroniach, przepaść w jej czerwonym bulgocie, zginąć w jej falach zachłystujących świat...
Nigdy jeszcze tak go nie pragnęła, nigdy w najupalniejsze noce oczekiwania nie objawiła się jej tak oszołamiająca rozkosz... Nigdy taką pełnią nie czuła swego życia...
Na gruby miękki dywan padały ostatnie błyski. Pod siwym gorącym popiołem dogasał żar węgli na kominku.