Aresztowanie inżyniera Ottmana odbiło się głośnem echem w prasie. Kable telegraficzne i fale radjowe rozniosły tę wiadomość we wszystkie strony świata. Podobizna wielkiego oszusta ukazała się na pierwszej stronie tysiąca dzienników.
„Kolosalna panama inżyniera Ottmana“ — krzyczały tytuły, — „Kauczuk syntetyczny jest bluffem“, „Miljonowa afera fałszywego wynalazcy“... „Oszust osadzony w więzieniu“...
W gabinecie Centrali Eksportowej Paweł Dalcz systematycznie przeglądał stosy gazet. Siedzący przed nim blady jak płótno Blumkiewicz raz po raz otwierał usta, chcąc coś powiedzieć, lecz wciąż mu brakowało odwagi. Wyczekiwał na moment, gdy Paweł podniesie wzrok z nad szarych kolumn druku. Wreszcie wybuchnął:
— Ja nie mogę, panie prezesie, ja nie mogę!
Paweł zmarszczył brwi, lecz natychmiast roześmiał się:
— Nie bądź pan dzieckiem, panie Blumkiewicz. Ręczę panu, że nie posiedzisz w ciupie dłużej niż trzy, najwyżej cztery miesiące.
— Ja wolę już... uciec, ukryć się, bo ja wiem!...
— To głupio.
— Panie prezesie, ja wiem, ja panu wierzę, ja nawet niczego złego się nie spodziewałem, ale co będzie, jeżeli, nie daj Boże, pana coś spotka?
Paweł wstał i poklepał go po ramieniu:
— Masz mnie pan za lekkomyślnego młodzieńca? Co?... Wstydziłbyś się, panie Blumkiewicz! Przypomnij pan sobie, coś sam klarował Ottmanowi. Ten jest znacznie głupszy od pana, a jednak dał się przekonać.
— Może właśnie dlatego, że głupszy — z rezygnacją opuścił głowę Blumkiewicz.
— Mądrzejszy. Mówię panu, że mądrzejszy. Pan
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.