Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

musi być również aresztowany. Jeden człowiek to zamało dla tłumu. Dziś zresztą aresztowano już chemika fabrycznego i pańskiego pomocnika. Oczywiście zwolnią ich po kilku dniach, ale pan musisz odpocząć w więzieniu aż do rozprawy.
Blumkiewicz wyjął kraciastą chusteczkę i wycierał nią oczy.
— Najlepiej pan zrobisz, jeżeli zaraz pojedziesz dobrowolnie do Urzędu Śledczego — spokojnie mówił Paweł. — To nawet niebezpieczne, że siedzisz pan tu u mnie. Mógł pana ktoś poznać.
— Ale poco, poco pan prezes kazał mnie aresztować — rozpaczliwie zawołał Blumkiewicz, wyciągając patetycznie ręce — czemu nie uprzedził mnie pan o tem!
— Dość tego — szorstko przerwał Paweł — wytłumaczyłem panu raz i powtarzać nie będę. Niech panu wystarczy, że gdybym podczas śledztwa doszedł do przekonania, że mnie samego dla dobra sprawy należy zamknąć, postarałbym się i o to. Zresztą nie żądam tego od pana darmo. Pół miljona piechotą nie chodzi.
Spojrzał na zegarek i dodał tonem rozkazu:
— Za dziesięć minut masz się pan zameldować w policji.
— Ottmanowi daje pan prezes miljon — ociągał się Blumkiewicz.
— Jego rola jest bez porównania ważniejsza — wzruszył ramionami Paweł.
— Ale ja przez tyle lat służyłem rodzinie Dalczów, zdrowie straciłem, siły, a jeszcze teraz na starość w więzieniu mam siedzieć...
— No dobrze — skrzywił się Paweł — pomyślę o tem. Obiecuję panu, że pomyślę. Czy to panu wystarcza?
Na twarzy Blumkiewicza zjawił się uśmiech:
— Oczywiście wystarcza, panie prezesie, oczywiście. No trudno. Jak trzeba to trzeba. Dowidzenia pa-