dziano, że tranzakcje polegają na fikcyjnej wymianie akcyj sprzedawanych dla pozoru przez jednych agentów Pawła Dalcza innym jego agentom — możeby było znacznie gorzej. W obecnych jednak warunkach wszystko zdawało się gwarantować utrzymanie spokoju i doprowadzenie olbrzymiej afery do pomyślnego finału.
Przez pewien czas opinja publiczna interesowała się uwięzionymi oszustami inżynierem Ottmanem i dyrektorem Blumkiewiczem. Później uwaga jej zajęta została wysoce obywatelskiem postąpieniem Pawła Dalcza, który nie bacząc na i tak poniesione straty, gorliwie zaopiekował się robotnikami zamkniętej fabryki, zapewniając im zarobek w innych przedsiębiorstwach.
Z tem wszystkiem Paweł zajęty był pracą po uszy. Z trudem tylko mógł wyrwać się na dwa dni do Paryża. Wyjazd ten jednak był nieodzowny ze względu na konieczność osobistego porozumienia się z Willisem, który w tym właśnie celu przyjechał do Europy.
Układ między nimi został zawarty według dawno omówionych zasad ogólnych. W rękach Willisa miał pozostawać cały przemysł przetwórczy w Ameryce południowej, północnej, w Afryce, Australji i Azji, Pawłowi zaś przypadał wytwórczy na całym świecie i przetwórczy w Europie.
W małej willi na jednem z przedmieść paryskich w ciągu niemal doby bez przerwy toczyły się pertraktacje i niktby nie był przypuścił, że podzielono tu na dwie części jedną z najważniejszych gałęzi przemysłu.
Wszystko odbyło się jak najciszej, bez najmniejszego rozgłosu. Ponieważ zaś nie dało się ukryć przyjazdu do Paryża dwóch tak wybitnych ludzi interesu, ograniczyli się oni do podania prasie wiadomości, iż celem spotkania było przekazanie przez Willisa Dalczowi generalnego zastępstwa swoich przedsięwzięć na stary kontynent. Nie mijało się to zresztą z prawdą. Willis od pierwszego spotkania z Pawłem poznał
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/207
Ta strona została uwierzytelniona.