Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

rzyść, lecz korzyść ta była starannie ukryta. Polegała ona na drobiazgowo przewidzianych szczegółach praktycznych, jak względna i faktyczna opłacalność produkcji w różnych objektach, jak koszty transportów, podatków, cła i robocizny. Większą też czułby satysfakcję, gdyby w Willisie spotkał gracza godnego siebie i pomimo to osiągał nad nim przewagę. Takie zwycięstwo było zbyt łatwe.
Do uzyskania tego zwycięstwa dopomógł wprawdzie Pawłowi jego stale używany, a niezawodny sposób. Mianowicie w trakcie wstępnych rozmów o podziale zdobyczy nadmienił, że jest do zrobienia interes znacznie większy i znacznie lepszy.
— Naprzykład? — zainteresował się Willis
— Nie będę przed tobą robił z tego tajemnic, gdyż wierzę, że zabierzemy się do tego na spółkę. Czy wiesz, że jestem właścicielem Centrali Eksportowej?
— Owszem, wspominałeś o tem.
— Więc dzięki tej centrali jestem w dość bliskim kontakcie z rządami szeregu państw mniejszych. Zwłaszcza w środkowej i we wschodniej Europie. Państwa te dałoby się porównać z przedsiębiorstwami o fatalnej gospodarce. Mają rozdęte budżety i cierpią na stały głód gotówki. Ręczę ci, że w danej chwili w Paryżu bawi przynajmniej pięć różnych delegacyj z Węgier, Łotwy, Czechosłowacji i tak dalej starających się wydębić grubsze pożyczki. Procent, jaki te rządy gotowe są płacić w stosunkach amerykańskich, a nawet zachodnio-europejskich jest kolosalny. Nic jednak dostać nie mogą, lub prawie nic, gdyż nikt tu nie uważa takiej lokaty za pewną.
— Poniekąd mają rację — przerwał Willis.
— Ale tylko poniekąd. Zabezpieczenie bowiem można znaleźć zupełnie pewne i ja je znalazłem.
— No, chyba nie zabezpieczenie przeciw wojnie? — zaśmiał się Amerykanin.
— Nawet i to — z tajemniczą miną odpowiedział Paweł — teraz jeszcze nie powiem ci tego, gdyż chcę