Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie mogło to wszakże wpłynąć na odłożenie podróży i przed samem odejściem pociągu Paweł zjawił się na dworcu kolejowym wraz ze swoją podróżną ekipą, składającą się z dwóch sekretarzy i stenotypistki. Czas bowiem spędzany w drodze nigdy nie oznaczał u niego odpoczynku. Przeciwnie. W oderwaniu się od bezpośredniego kontaktu z ludźmi cały szereg spraw przedstawiał się przejrzyściej, wskutek czego myśl mogła pracować sprawniej i intensywniej. Zjawiały się nowe kombinacje i rozwiązania.
Na każdej większej stacji jeden z sekretarzy wysyłał pliki depesz i listów, podczas gdy drugi przygotowywał następne. Rzadko próżnowała maszyna stenotypistki. Na okręcie wprawdzie nie pisało się listów, zato jednak radjodepesze wydłużały się bardzo, a pozatem pisało się najróżnorodniejsze memorjały, instrukcje, statuty i sprawozdania. Należenie do podróżnej ekipy Pawła Dalcza nie było przyjemnym odpoczynkiem.
Tym razem roboty było jeszcze więcej niż zazwyczaj. Organizował się właśnie Bank Pożyczek Międzynarodowych w Brukseli i Paweł lwią część czasu poświęcał tej sprawie. Miał to przecie być arcytwór jego życia.
Pomimo wszystko zaraz za Gibraltarem musiał pracę przerwać. Duży, trzydzieści tysięcy tonn liczący okręt skakał jak piłka. Fala dochodziła do jedenastu metrów, niepodobna było pisać. Zresztą po godzinie jeden z sekretarzy zaczął chorować, a drugi dostał ataku sercowego. Nadspodziewanie tylko stenotypistka trzymała się dobrze. Nawet rozbawiło ją to kołysanie, przy którem człowiek musiał zataczać się jak pijany i chwytać się poręczy, by nie upaść. Śmiała się i było jej z tem tak ładnie, że Paweł zapytał:
— A nie boi się pani?
— Czego, panie prezesie?
— No, że zatoniemy. Nie zostawiła pani w War-