precyzyjnych i wielostronnych zabiegów, działań, nacisków.
W tem wszystkiem życie Pawła musiało zmienić się w jedną nieustającą podróż. Berlin, Londyn, Rzym, New York, Paryż, Moskwa, Bruksela, i znowu Paryż, i Londyn, New York. Wszystkie większe tranzakcje, wszystkie ważniejsze rozmowy Paweł przeprowadzał osobiście. Obecnie nie wystarczała mu już szybkość samochodów i pociągów pośpiesznych. Na wszystkich większych lotniskach zawsze stały gotowe do lotu wielkie płatowce, powierzone kierownictwu najsławniejszych pilotów, a stanowiące własność Banku Pożyczek Międzynarodowych, czyli mówiąc poprostu, własność Pawła Dalcza.
W swoich błyskawicznych podróżach w miarę możności starał się jak najczęściej wpadać do Warszawy. Lecz możności takich było niewiele, a że ich było o wiele zamało, widział to zawsze w oczach Krystyny.
Unikał rozmowy z nią na ten temat. Kilkakrotnie próbował wprawdzie nakłonić ją, by zechciała odwiedzić go w Brukseli, gdzie najwięcej stosunkowo czasu przesiadywał, lecz wówczas go zapytała:
— A co się stanie, jeżeli w godzinę po mem przybyciu do ciebie, będziesz miał jakiś świetny interes w Ameryce?
Nic na to nie odpowiedział. Oczywiście pojechałby. Nie dlatego, że wolałby wyrzec się jej towarzystwa dla korzyści, jakie w danym wypadku mógłby osiągnąć, lecz poprostu nie miał prawa rezygnować z żadnej nadarzającej się sposobności, by ugruntować swój stan posiadania, oparty przecie w olbrzymiej części na fikcji. Był to potwornych rozmiarów gmach wzniesiony z niepewnego materjału na niepewnym gruncie. Olśniewał z zewnątrz, lecz runąłby w każdej chwili, gdyby nie czuwano bez przerwy nad jego równowagą, gdyby w porę nie podpierano zagrożonych części, gdyby nie pracowano gorączkowo nad podkładaniem fundamentów ex post.
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/230
Ta strona została uwierzytelniona.