— Przez cztery noce nie zmrużyłem oka — pomyślał.
Otulił się pledem i zasypiając przypomniał sobie Willisa. Przyszło mu do głowy, że „Ile de France“ odpływa dziś wieczorem do Ameryki, że koniecznie trzeba teraz być w New Yorku, że ostatecznie...
Obudziła go nagła cisza i spokój. Otworzył oczy. Z prawej strony ziemia wychylała się nieprawdopodobnie wysoko wystającym talerzem, zlewa jaśniało niebo. Aha, lądowali na zamkniętych motorach. Warszawa.
Nie oczekiwano go tu i na lotnisku nie było auta. Posłany chłopak sprowadził taksówkę, zabrało to jednak tyle czasu, że gdy Paweł przyjechał na Ujazdowską, nie zastał już Krystyny. Wcześnie, jak zawsze, udawała się do fabryki. Wydał dyspozycje służbie:
— Położę się teraz spać, gdy pan Krzysztof wróci, proszę mnie obudzić.
Dwie godziny snu w samolocie były niczem, to też natychmiast zasnął. Gdy otworzył oczy w pokoju panowała zupełna ciemność. Pomimo to wiedział, że ktoś tu jest.
— Czy to ty? — zapytał.
— Śpij jeszcze — odpowiedział po pauzie jej głos taki łagodny, taki ciepły, taki spokojny.
Nagle uprzytomnił sobie, że jest już noc, że zatem przespał, zmarnował cały dzień. Czemu nie obudziła go wcześniej! Przecie to szaleństwo tracić czas w takiej chwili. Tam na świecie wszystko się wali!... Willis zwarjował.
Nie odzywając się wyciągnął rękę. Zawsze siadywała tuż przy łóżku na małym niewygodnym taburecie. I teraz nie omylił się. Dłoń jego natrafiła na grubą fałdę miękkiego materjału i spotkała się z jej palcami.
— Krzysieńko... — powiedział tak cicho, że mogła tego nie dosłyszeć.
Sprawiło mu wręcz niewysłowioną radość to, że
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.