Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/248

Ta strona została uwierzytelniona.

cię ani jednem słowem! Wierzę jednak, że nie zechcesz, że zrozumiesz, co znaczy prawdziwe szczęście, które przecie nie leży gdzieś poza tobą samym, lecz tkwi w twojem wnętrzu!...
Spotkały się ich oczy i Krystyna zawołała radośnie:
— O, Pawle!... Dziękuję ci! Dziękuję!
Zarzuciła mu ręce na szyję i wybuchnęła łkaniem. Tulił ją do piersi. Odczuwał coś zupełnie nowego, coś całkiem nieznanego, czego nie umiał nazwać, a co teraz właśnie zawarte było w jego ramionach, wstrząsnęło łkaniem, coś bardzo istotnego, najbardziej cennego, czego nie chciałby wyrzec się za żadną cenę.
I dziwne. Dokładnie przecie zdawał sobie sprawę z klęski, która nań się zwaliła, z nieprawdopodobnej trudności jakiegokolwiek ratunku, przekreślenia wszystkiego, co było treścią życia, a przecie ogarniał go niezwykły ciepły spokój, jakiś dosyt świadomej pogody.
— No, uspokój się, Krzysieńko, uspokój... Już dobrze, dobrze...
— Kochany, jedyny...
— Już dobrze — głaskał jej włosy — dobrze. Noc jest późna. Idź, zaśnij. A śpij spokojnie. Pomyślę o tem i może jakiś sposób znajdę.
— Napewno znajdziesz, napewno! — zapewniała go żarliwie.
— Dobranoc, najdroższa.
Odprowadził ją i wrócił do gabinetu. Długo chodził od ściany do ściany miarowym krokiem. Gdy siadł do biurka, świtało już na dworze.
Szybko przeglądał notatki. Z Warszawy nie da się prawdopodobnie nic wyciągnąć. Pierwsza rata pożyczki płatna jest dopiero za dwa miesiące, a o źródłach prywatnych nie było co nawet marzyć. To samo było z Rzymem. Gdyby zaproponował rządowi włoskiemu jakikolwiek rabat za przyśpieszenie wpłaty, wywołałby tem naturalnie podejrzenie. Tu i ówdzie dałoby się