i grajek musiał sam dobrze się narobić. Gdy młodzi małżonkowie spożyli skromną wieczerzę, poszli spać, ale już raniutko mąż kazał żonie wstać i zabrać się do roboty przy gospodarstwie.
Przez kilka dni żyli w ten sposób, biedując, aż w końcu przejedli wszystko.
Wtedy mąż: rzecze:
— Kobieto, tak dłużej być może, ażebyśmy żyli w próżniactwie i nic nie zarabiali. Ty zajmiesz się wyplataniem koszów.
Zgodziła się, ale twarde patyki pokrwawiły jej delikatne ręce.
— Widzę, że ci to nie idzie, — rzekł mąż. Weź się do kądzieli, może to potrafisz lepiej.
Usiadła i zaczęła prząść, ale cienkie nici poprzecinały jej delikatne palce, aż krew z nich wystąpiła.
— Sama widzisz, rzekł mąż — iż nie nadajesz się do żadnej pracy. Zły interes zrobiłem na tobie. Spróbuję teraz handlu garnkami i naczyniami z gliny. Siądziesz na targu i będziemy towaru pilnować.
— Ach, — pomyślała sobie, — jeżeli na targ przyjdą ludzie, z państwa mojego ojca i spostrzegą że ja tam siedzę
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Londyński).djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.