się trafia zając. Jeż powitał go przyjaźnie: „Dzień dobry“! Ale zając był bardzo dumnym panem, na pozdrowienie nie odpowiedział, lecz tylko poruszył nosem i zapytał:
— Cóżeś tak wcześnie wybrał się w pole?
— Idę na przechadzkę — odparł jeż; — Na przechadzkę? zaśmiał się drwiąco zając: — sądziłem, że mógłbyś swych krzywych nóg używać do czegoś lepszego.
Słowa te uraziły jeża niesłychanie, dlatego też odrzekł:
— Widocznie ci się zdaje, że swemi nogami więcej wykonać zdołasz niż ja swojemi?
— Bezwątpienia, — kpił zając.
— No to się spróbujmy, — jeż na to — założę się, że jeżeli pójdziemy na wyścigi, to ja cię wyprzedzę.
— Ty, swemi krzywemi łapami? rzekł zając: — ależ to można skonać ze śmiechu!
— Chcesz się założyć? — zawołał jeż!
— A o co? — spytał zając.
— O złotego luidora, — odparł jeż, wyciągając rękę do zająca.
— Zgadzam się! — rzekł zając, — i przybijam!
— Nie mam się co spieszyć, — zauważył jeż.
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Londyński).djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.