drugą, a bieg rozpoczniemy z góry. Otóż ty nie masz nic innego do roboty, jak tylko siąść sobie w bruździe tu, na dole, a gdy zając przyleci z drugiej strony, zawołasz: „Ja już jestem!“
Ułożywszy się w ten sposób, doszli do pola.
Jeż wskazał żonie jej miejsce i skierował się w górę pola.
Dowlókłszy się na miejsce, zastał już zająca.
— Możemy zacząć? — zapytał.
— I owszem, — odparł zając.
Każdy stanęł w swojej bruździe.
Zając zawołał:
— Raz, dwa, trzy! i pomknął, jak wicher w dół pola.
A jeż ledwie że dał trzy kroki naprzód, kucnął sobie wygodnie w bruździe i siedział z całym spokojem.
Gdy teraz zając w pełnym biegu dolatuje do mety, wita go pani jeżowa temi słowy:
— Ja tu już jestem!
Zając cofnął się niesłychanie zdziwiony. Nie przyszło mu nawet na myśl, ażeby to nie był ten sam jego mniemany konkurent bo, jak wiadomo, samica jeża zupełnie tak samo wygląda jak samiec.
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Londyński).djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.