Kogutek rzecze raz do kurki:
— W tym czasie orzechy bywają dojrzałe, pójdźmyż razem na górę i najedzmy się raz do syta, zanim ich wiewiórka nie sprzątnie.
I poszli razem, a że to był dzień biały, zostali więc do wieczora na górze. Ale nie wiem, czy się tak objadły, czy też opanowała ich taka dziwna wesołość, dość, że nie chciały pieszo wracać do domu i kogut musiał zbudować mały powozik z łupin orzechów. Gdy powozik był gotów, kurka zasiadła w nim i rzekła do kogucika:
— Powinieneś się zaprzęgnąć!
— O jeszcze czego! — odparł kogucik: — wolę już sobie pójść pieszo do domu, aniżeli ciągnąć wózek z tobą. Takieśmy się nie umawiali. Woźnicą chętnie byłbym, ale żebym sam miał ciągnąć — nigdy!
— O co się kłócicie! wtrąciła nagle kaczka. — Jesteście złodziejami! Kto