Król ucieszył się bardzo na widok takiego stosu nici złotych; ale wciąż jeszcze nienasycony, kazał córce, ambitnego ojca, przenieść się do innej komnaty, o wiele większej, a pełnej słomy, którą polecił jej uprząść w ciągu jednej nocy.
— Jeżeli ci się to uda, — rzecze odchodząc, — to się z tobą ożenię!
Bo chociaż to córka pospolitego trutnia, — pomyślał sobie — to jednak bogatszej panny nie znajdę na całym świecie.
Gdy dziewczę zostało same, przyszedł karzeł po raz trzeci i rzecze:
— Co mi dasz, jeżeli ci jeszcze i tym razem uprzędę złoto ze słomy?
— Nie mam nic więcej do dania, — odparło dziewczę.
Przyrzeknij że mi, iż gdy zostaniesz królową, to oddasz mi pierwsze swoje dziecko!
„Kto wie, kiedy to tam będzie!“ — pomyślała sobie dziewczyna, bo zresztą jakże mogła sobie pomódz inaczej w takiej niedoli! Więc obiecała karlikowi to, czego żądał, on zaś jeszcze raz uprządł złoto ze słomy.
A gdy nazajutrz król przyszedł i zastał wszystko według życzenia, wyprawił wesele i córka ubogiego człowieka stała się królową.
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Londyński).djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.