sobie „Dobranoc“, spostrzegłem tam mały domek, a przed tym domkiem palił się ogień, a dokoła ognia skakał okrutnie śmieszny człeczyna, podnosił jedną nogę i zawołał:
„Dzisiaj piekę, jutro ważę,
A pojutrze sobie każę
Oddać dziecko od królowej.
Niechaj się aby nikt nie dowie,
Ze się Rupiec-Kopeć zowię!“
Można sobie wyobrazić, jak się królowa ucieszyła, poznawszy przezwiska karła, a gdy ten przyszedł i rzekł:
— No, królowo, jakież mam imię? — odrzekła:
— Czy zwiesz się pies?
— Nie!
— Czy zwiesz się bies?
— Nie!
— To się „Rupiec-Kopeć“ zwiesz!
— Ach, to ci chyba sam djabeł powiedział! — ryknął karzeł i uderzył prawą nogą w ziemię tak mocno, że aż się zapadła.
Wtedy ze złości porwał lewą nogę obiema rękoma i sam ją sobie strzaskał na dwoje.