Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Londyński).djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

które tu oto leżą. Daruj mi życie! I co ci zależy na mnie, chudym, nędznym człowieku? Ani na jeden ząb ci nie starczę; ale oto spojrzyj na te dwie tłuściochy; tych zakosztuj, to są smaczne kęski, lepsze od młodych sarenek; spożyj je sobie w imię Boże!
Ale niedźwiedź nie dbał o jego słowa, zamachnął się tęgo łapą, raz tylko uderzył nią po głowie karła i krasnoludek runął bez życia.
Dziewczynki odskoczyły, ale niedźwiedź zawołał na nie po imieniu.
— Białośnieżko, Różanko! nie bójcie się, zaczekajcie, pójdę z wami!
Po tym głosie poznały go i stanęły, a gdy niedźwiedź znalazł się przy nich, opadła nagle skóra niedźwiedzia i stanął przed niemi w postaci pięknego mężczyzny, mającego na sobie wspaniały strój złocisty.
— Jestem synem królewskim, — rzekł do nich i zostałem zaczarowany w dzikiego niedźwiedzia przez tego krasnoludka, który mi ukradł moje skarby. Teraz z jego śmiercią nie mam potrzeby włóczyć się po lesie, gdyż zwolniłem się z zaklęcia, on zaś otrzymał zasłużoną karę.
Białośnieżka wyszła za mąż za króle-