— Drogi ojcze, snadź dobry to człowiek, skoro cię ocalił od nieszczęścia, a nas od sieroctwa i nędzy. Obiecałeś mu, że jedna z nas zostanie jego żoną i musimy słowa dotrzymać. Ja będę ci posłuszna.
Biedny Niedźwiadek milczał, ale serce biło mu w piersi niby ptak uwięziony, kiedy słuchał tych słów poczciwych. Potem zdjął pierścień z palca, rozłamał na dwoje, dał dzieweczce połowę, sam zachował drugą i przemówił łagodnie:
— Zobaczymy się za trzy lata, przez ten czas muszę jeszcze podróżować. Tymczasem módl się za mnie. Gdybym nie powrócił, znak to, że już nie żyję, a ty jesteś wolna. Gdy powrócę, zażądam połowy pierścienia, więc chowaj go do tego czasu.
I odszedł.
Ojciec uściskał córkę ze łzami i ona łzy miała w oczach, ale się nie rozpłakała: nie chciała martwić go daremnym żalem. Ubrała się jednak czarno, nie śmiała się nigdy i w pracy i modlitwie szukała pociechy. Ojciec kochał ją odtąd więcej niż poprzednio, lecz siostry naśmiewały się z niej bezustannie i dręczyły ją swymi żartami.
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.