— Strzeż się — mówiła starsza — bo twój piękny małżonek, jak cię uściśnie kiedy to i zdusi na miejscu. Prawdziwy niedźwiedź mniej strasznie wygląda.
— Albo zje — dodawała druga — tyś taka słodka, a wiadomo przecie, że niedźwiedzie lubią słodycze.
— Pięknie będziecie wyglądali przy ślubie!
— A jeszcze lepiej w tańcu: niedźwiedzie tańczyć lubią.
I śmiały się obydwie, a dziewczę w milczeniu połykało łzy gorzkie, lecz nie zmieniło swej woli.
„Co ojciec postanowił, dziecko spełnić powinno“ — mówiła sobie w duszy i pracowita, cicha, niby cień jaki snuła się po domu nie odpowiadając siostrom na ich przykre żarty.
A tymczasem Niedźwiadek wędrował po świecie, ogromne dary sypał ubogim, cierpiącym, aby się modlili za niego, a sam cierpliwie czekał wybawienia. O przyjemnościach teraz mowy być nie mogło, ścigany wszędzie krył się w gęstych lasach podstępem lub przemocą zdobywając pożywienie.
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.