Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

Uważano go za osobliwsze zwierzę i nawet złoto nie mogło ulżyć jego niedoli.
Wybiła jednak wreszcie ostatnia godzina, siedem lat się skończyło i nieszczęśliwy potwór pośpieszył na step szeroki, gdzie po raz pierwszy spotkał kusiciela w zielonym surducie.
Niedługo czekał. Wiatr zaświszczał przeraźliwie, step jęknął głucho i wysoki człowiek z końskimi kopytami stanął przed nim znowu.
— Oddawaj mi mój surdut! — rzekł ze złością jawną rzucając mu na ziemię żołnierskie ubranie.
— Hola, mości diable, nie tak prędko! Pierwej zrób ze mnie człowieka. No, do roboty!
I diabeł chcąc nie chcąc musiał zabrać się do roboty. Przyniósł wody i szczotki, rozpalił wielki ogień, rozgotował mydła i różnego ziela, potem w ogromnym kotle wykąpał Niedźwiadka, obciął mu paznogcie, włosy, wyprał brudną bieliznę, a kiedy dawny żołnierz ubrał się w swoje suknie, wyglądał piękniej niż dawniej i przejrzawszy się w wodzie aż zaśpiewał z radości.