— Oddaj mi pierścień, jesteś pokonany.
— Odbierz mi pierwej życie.
— Więc zginiesz! — ryknął olbrzym i wyniósł go na szczyt skały, otoczonej przepaściami i postawił na małym cyplu, gdzie krok każdy zgubą być musiał.
Orlik stał spokojnie nie wiedząc, gdzie się znajduje, lecz gdy olbrzym się cofnął, aby go strącić, lew tak silnie pchnął go całym swoim ciałem, iż potwór sam wpadł w przepaść i roztrzaskał się o skały.
Wówczas lew wierny zbliżył się do swego pana i ostrożnie wpół niosąc sprowadził go w dolinę. Tutaj spoczęli obaj przed dalszą podróżą, a nazajutrz o świcie przybyli do źródła, które tryskało z kryształowej skały, pod cieniem srebrnej brzozy i zielonego świerku. Gdy pierwszy promień słońca padł na szemrzącą wodę, lew umaczał w niej swoją łapę i prysnął w twarz królewicza, który chociaż zupełnie nie odzyskał wzroku, dostrzegł jednak wkoło siebie niewyraźne kształty i cienie.
Lew nie ruszał się z miejsca, a królewicz Orlik myślał ze smutkiem o powrocie do do-
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.