zgrabna, ale z czarną twarzą i popatrzywszy uważnie na gościa rzekła z westchnieniem:
— Ach, gdybyś zechciał być moim wybawcą! Patrz, jak szkaradne czary rzucono na mnie nieszczęśliwą.
— Cóż mam robić? — spytał królewicz.
— Nie znać trwogi przez trzy noce w tej sali.
— Czy to tylko?
— Tak, lecz nie myśl, aby to było łatwe. Niejeden już szlachetny i odważny rycerz próbował nadaremnie. Wróg mój jest potężny. Jeśli chcesz mnie wybawić, musisz tu spędzić trzy noce, nie doznać strachu i nie wymówić ani jednego wyrazu.
— Nie lękam się niczego — zawołał Orlik śmiało — i przy pomocy Bożej pragnę cię wybawić z mocy niegodziwego czarodzieja.
Czarna dziewica powiedziała mu jeszcze, że musi się z lwem rozdzielić i wierne zwierzę zabrała z sobą; królewicz zaś spokojnie położył się na ławie, kazał rozpalić ogień na kominku i zasnął oczekując, co nastąpi.
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.