zamek zburzyć i spalić, a jego mieszkańców pomordować bez litości.
W zamku nikt o tym nie wie, nikt nie gotów do obrony.
— Żądaj, a w mgnieniu oka przeniosę cię tam na mury i ocalisz kraj i rodziców, których los okrutny ukazałem ci przed chwilą — podstępnie szepnął szatan.
„Kłamiesz, nikczemny!“ — chciał zawołać Orlik, ale powstrzymał się znowu przypomniawszy sobie, iż jeden wyraz przez niego wymówiony grozi zgubą i jemu i czarnej dziewicy. Więc oburzony, że podłym podstępem chciano mu wydrzeć z duszy jęk rozpaczy, z całą wściekłością uderzył szatana ręką, której pierścień żelazny użyczył niezwykłej siły.
Zawył syn Lucypera, pociemniało wszystko, diabliki i potwory rzuciły się na bohatera, lecz on odbierając razy nie żałował i swojej pięści i upadł wyczerpany dopiero w tej chwili, gdy głos koguta spłoszył piekielne straszydła.
Kiedy otworzył oczy i spojrzał wokoło, słońce świeciło jasno przez kryształowe okna i oblewało złotym blaskiem komnatę
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.