wadzę cię na drogę, w przeciwnym razie czeka cię śmierć okrutna.
Król zamyślił się smutnie: co wybrać? Umrzeć i nie zobaczyć więcej drogich dzieci ani królestwa swego, czy dać im macochę? Wahał się długą chwilę, na koniec powiedział, że chce zobaczyć córkę czarownicy.
Świecąc mu swymi oczyma, które błyszczały niby dwa płomyki, stara powiodła go do małej chatki na kurzych łapkach. Na jej rozkaz chatka zwróciła się wejściem do nich, a gdy weszli do izdebki, król ze zdziwieniem ujrzał strojną w jedwab i złoto córkę czarownicy. Siedziała przy kominku piękna jak noc miesięczna; na ciemnych włosach lśnił sierp księżyca z diamentów, dwa sznury wielkich pereł otaczały białą szyję, a skoro przemówiła, głos jej brzmiał tak słodko jak śpiew słowika w maju.
Król powitał ją uprzejmie i oczu oderwać nie mógł od tej czarodziejskiej piękności, a serce jednakże odpychało go od niej i podziwiając ją pokochać nie mógł.
Pomyślał przecież, że takie jego przeznaczenie; dał królewskie słowo, że jutro
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.