Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

więc nie troszczyła się o nie i skaleczywszy palec, pomazała znów usta uśpionej królowej i pobiegła do króla ze skargą na żonę.
Lecz król oburzył się bardziej niż za pierwszym razem.
— Jak możesz, ciotko, mówić tak potworne rzeczy! — zawołał. — Czyż nie widzisz, jak jest dobra i pobożna, cicha i pracowita? Czyż nie patrzymy na nią, na jej życie? Cóż jej zarzucić można? Biedna, nieszczęśliwa, wróg jakiś niegodziwy zamknął jej niewinne usta, że bronić się nie może, a ja miałbym ją potępiać! Nie, nigdy, nigdy! Nie wierzę tej potwarzy. Ktoś krzywdzi mnie okrutnie pozbawiając mnie dziatek, ale to nie jest winą mojej biednej żony. Będę szukał złoczyńcy, a gdy go odkryję, biada mu — straszna kara go nie minie!
Zła kobieta zadrżała, lecz nienawiść ku obcej silniejszą była od trwogi w jej sercu. Gdy po raz trzeci przyszło na świat dziecko, potrafiła je porwać mimo czujnej straży i wynieść z zamku jak poprzednie. Potem oskarżyła królową. Pragnęła teraz jej śmierci już nie tylko przez nienawiść, ale