towarzysza, który może był szpiegiem i zginąć musi w ciągu godzin kilku, lecz jest dowcipnym i odważnym chłopcem, a to cenić umieją nawet rozbójnicy.
— No, dosyć mam na koniec — rzekł żołnierz z zadowoleniem, ocierając usta i brodę. — Kuchnię macie wyborną, łaskawi panowie, ale czy u was taki głupi zwyczaj, że po dobrym jedzeniu nie podają wina? Warto być zbójem, żeby nie mieć nawet czym ust przepłukać po wieczerzy?
Herszt klasnął w ręce.
— Masz słuszność, sąsiedzie — odezwał się do żołnierza. — Hej, stara, skocz-no prędko do piwnicy i przynieś nam butelkę, tę z samego kąta, wiesz przecie.
Stara wkrótce przyniosła szklanki i butelkę; stary wojak sięgnął po nią nieproszony.
— Teraz wam pokażę sztukę — zawołał spoglądając na nich po kolei — a ty braciszku, w woskowanych bucikach, przypatrz się także. Baczność! Piję wasze zdrowie. Nos i ręka do góry!
Sam pochylił głowę, podniósł butelkę i połowę prawie wlał od razu do gardła.
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.