Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ręce na dół, dość tej zabawy, panowie!
Wypił łyk z flaszki, resztę rzucił na ziemię, aż szkło rozprysło się w kawałki i zbójcy nagle odzyskali wolność ruchu, porwali się z miejsc swoich, ale po to tylko, ażeby ich schwytano i związano w mgnieniu oka.
Gdy leżeli jak worki na ogromnym wozie, żołnierz kazał zajechać prosto przed więzienie, sam zaś z myśliwym szedł sobie piechotą stanowiąc straż tylną. Wóz ruszył już z miejsca, kiedy myśliwy skinął na jednego z żołnierzy i coś mu szepnął do ucha. Ten pośpieszył naprzód.
Już południe minęło, gdy zbliżali się do miasta, które wyglądało teraz bardzo uroczyście, przybrane w wieńce i kwiaty, pełne gwaru strojnych tłumów, które śpieszyły ku nim z okrzykami radości.
— Cieszą się ludziska, żeśmy ich uwolnili od tych niegodziwców — rzekł żołnierz skromnie, z triumfem spoglądając na sąsiada.
Tymczasem dała się słyszeć muzyka, gwardia królewska w paradnych mundu-