Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przyrzekam ci, księżniczko, nie lękaj się o mnie, wyzwolę cię spod opieki niegodziwej jędzy, choćbym miał umrzeć z głodu.
— Dziękuję ci, mój rycerzu — przemówiła królewna — ale chociaż ci wierzę, obawiam się bardzo, że przebiegła wiedźma namówi cię do skosztowania jadła albo napoju.
— Bądź spokojna księżniczko, nie godzien byłbym dłużej być rycerzem, gdybym nie dotrzymał słowa i nie wykonał twej woli. Przysięgam ci, że nie spocznę aż do chwili, w której odzyskasz swe prawa.
Ucieszyła się biedna zaklęta królewna, a rycerz pospieszył naprzód. Szedł długo, bardzo długo, do późnego wieczoru, nim odnalazł w lesie starą chatkę. Czarownica oczekiwała go na progu, a widząc, że jest znużony i głodny, wyniosła mu kubek wina i kawałek chleba.
— Posil się, piękny rycerzu — przemówiła z dobrocią — język ci usechł z pragnienia i oczy wpadły z głodu; mam litościwe serce i nie mogę patrzeć na cierpiącego człowieka.