już z południa, ze wstydem i rozpaczą wybiegł do ogrodu, ale pod starym dębem ujrzał tylko cudne białe dzwoneczki, z kroplą rosy w kielichu, pachnące piękniej niż fiołki i róże.
— Cóż uczyniłem? — szepnął nieszczęśliwy młodzieniec — nie godzien jestem imienia rycerza!
A wtem kropelki rosy upadły na ziemię, a kwiaty zamieniły się w białe motylki ze złotymi gwiazdkami na skrzydełkach i otoczyły rojem smutnego rycerza.
— Przysięga! przysięga! przysięga! — szemrały jedne cichutko. — Biedna zaklęta królewna! — skarżyły się drugie. — Tak daleko do Szklanej Góry, daleko do Szklanej Góry! — zawołały wszystkie razem i uleciały w górę, i zniknęły między drzewami.
A rycerz usiadł pod dębem i rozmyślał z goryczą o swej słabości i biednej księżniczce. Postanowił nie ruszyć się już z tego miejsca do drugiego południa i błąd popełniony naprawić.
Tymczasem nadeszła stara i spojrzawszy na niego, rzekła łagodnym głosem:
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.