Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

— Proszę cię, mój synu, narąb mi trochę drzewa, bo sama sił nie mam, a chciałabym rozpalić ogień i zgotować sobie posiłek. Wiem, żeś dobry i nie zechcesz odmówić mi tej przysługi za okazaną gościnność. Jeśli jesteś głodny, może zjesz kawałek chleba i popijesz winem.
Rycerz za wszystko grzecznie podziękował, lecz uczuł, że za gościnność winien odsłużyć starej, więc poszedł na podwórze i tępą siekierą zaczął rąbać kłodę drzewa, twardą jak żelazo.
Rąbie godzinę, drugą, pot spływa mu z czoła, język w ustach kołkiem stanął, a zaledwie kilka szczapek odłupać zdołał. Zmęczył się tak strasznie, że padł wreszcie na ziemię bezsilny i wyczerpany, a gdy litościwa babula podała mu wino, gdy wspomniał rozkosz, jakiej doznał wczoraj umoczywszy usta w tym dziwnym napoju, nie miał siły oprzeć się słodkiej pokusie i wypił łyk jeden.
Natychmiast ogarnęło go błogie uczucie, miłe, rozkoszne ciepło przeniknęło członki, w uszach zabrzmiała cudowna muzyka, przed oczyma zajaśniały tęczowe bla-