rosły jak niedźwiedź, — nie było końca porównaniom i żartom, z których śmieli się chętnie ci, którzy stali na końcu, lecz oburzali się surowo sądzeni wielbiciele.
Szczególniej uniósł się gniewem pewien królewicz młody, którego krzywodzióbem przezwała dlatego, że kiedy się uśmiechał, usta krzywił trochę, co jak wiadomo zdarza się wielu osobom. Królewicz ten po raz drugi zgłaszał się już do zamku, lecz wyśmiany dziś wobec wszystkich odszedł natychmiast grożąc, że pomści się srodze.
Żartowała z tej groźby młoda i piękna królewna i pobiegła dalej — aż do ostatniego. W końcu zaśmiała się głośno prześlicznym srebrnym śmiechem i oznajmiła ojcu, że wśród wszystkich zebranych królewiczów, książąt i rycerzy nie było ani jednego, godnego zostać jej mężem.
Muzyka zagrała znowu, a ona wyszła dumnie unosząc ze sobą złote berło.
Król pozostał na tronie zasmucony bardzo, gdyż dał słowo zaproszonym, iż córka wybierze spomiędzy nich małżonka i przewidywał, że teraz obrażeni zechcą na nim mścić się za żarty córki.
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.