pokryta milionami kwiatów, przerznięta srebrną wstęgą cicho płynącej rzeki.
— Co za prześliczna łąka! — zawołała Drwidusza; — jak żyję, nie widziałam takich kwiatów. Ciekawa jestem, do kogo należy?
— Mówiono mi, gdym szedł w tamtą stronę, że to łąka króla Krzywodzióba; jesteśmy w jego państwie.
Smutnie westchnęła nieszczęśliwa królewna i spuściła głowę na piersi.
I znowu szli dalej długo, bardzo długo, aż doszli do wielkiego miasta. Królewna tutaj nie lękała się ludzi, bo wiedziała, że jej nie znają, więc ciekawie patrzała na kamienne domy, wielkie kościoły i wieże złociste, sklepy, ogrody.
— Jakież to wspaniałe miasto, — zawołała na koniec pełna podziwienia. — Jak bogaty i potężny musi być król tego kraju! Czy nie wiesz, kto to taki?
— Król Krzywodziób.
— Czy być może! A ja nie chciałam go za męża! Jedno słowo moje i byłabym panią tego kraju.
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.