— Będę dobry dla ciebie i nauczę cię wszystkiego.
Weszli do chaty pochyliwszy głowy, aby o drzwi nie uderzyć; mąż pokazał jej, jak się pali ogień, jak się gotuje wieczerzę, zjedli skromny posiłek i spać się położyli.
Nazajutrz obudził się znowu o świcie, opowiedział, co ma robić, a sam poszedł w pole, gdzie miał kilka zagonów zboża, które zebrać trzeba było. Lecz na południe żona nie przyniosła mu obiadu, bo go ugotować nie umiała, musiał więc wrócić do domu i sam się tym zająć.
Kilka dni tak upłynęło; biedny człowiek sam gotować musiał i sprzątać, bo żona nic nie umiała, poparzyła sobie ręce i płakała gorzko, więc przemówił do niej wreszcie:
— Tak dłużej być nie może, umarlibyśmy z głodu, każdy coś robić musi. Kiedy ja mam gotować, pleć że ty koszyki, może to łatwiej ci pójdzie.
Przyniósł wikliny i zaczął uczyć ją pleść kosze, lecz twarda trzcina kaleczyła jej białe paluszki aż krew płynęła. Za ciężka robota...
— Co tu robić? — rzekł grajek — próż-
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/207
Ta strona została uwierzytelniona.