ne rysy najwierniejszego przyjaciela i powtarzał:
— O, cóż bym dał, ażeby przywrócić ci życie!
Królowa żałowała go także serdecznie i to jedno zasmucało ich niezmierne szczęście.
W jakiś czas potem nowa radość zawitała do królewskiego zamku: przyszło na świat dwóch chłopców, bliźniąt, śliczne dzieci, z oczyma błękitnymi jak bławatki, ze złotymi włoskami i twarzyczką, podobną do świeżego płatka róży. Król i królowa nad życie kochali te śliczne dziatki i ani na minutę nie spuszczali ich z oka; ojciec lub matka zawsze byli z nimi, by czuwać nad największym, najdroższym swym skarbem.
Raz królowa udała się do świątyni na modlitwę, a ojciec pozostał z dziećmi. Dzień był dżdżysty, więc chłopcy bawili się w pokoju, a monarcha z rozkoszą patrząc na ich igraszki mimowolnie wzrok podniósł na kamienny posąg i szepnął ze szczerym żalem:
— O wierny mój i drogi przyjacielu, cóż bym dał, żeby przywrócić ci życie!
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/233
Ta strona została uwierzytelniona.